SZUKAJ NAZWY PERFUM LUB KOSMETYKÓW

31 sierpnia 2015

Magazyn Hebe Wrzesień 2015

Zapraszam do przeczytania wrześniowego artykułu o perfumach w magazynie drogerii Hebe. Tym razem (str. 30 - 33) proponuję damskie zapachy do czterech stylów w modzie. 


30 sierpnia 2015

Jak klienci testują perfumy?

Od momentu kiedy po raz pierwszy zaczęłam pracować wśród perfum (drogeria i praca dodatkowa) a było to dwie dekady temu, podczas konsultacji bacznie obserwowałam klientów testujących pachnidła. Robię to do dziś, ale ich metody testowania zapachów (niekoniecznie skuteczne) nie zmieniły się przez lata. Niektóre zadziwiają mnie do dziś i powiązane są z charakterystycznym zachowaniem. 

Jak zatem testują perfumy klienci? Jak się zachowują? Jakie ich metody testowania są dobre a jakie złe? W tym wpisie odpowiemy sobie na te pytania.

OSZCZĘDNOŚĆ TYM RAZEM NIE POPŁACA

Jednym z podstawowych błędów podczas testowania zapachu jest pocieranie, np. nadgarstka o nadgarstek. Wygląda to elegancko, jest to dyskretne zachowanie, świadczące o oszczędności, ale zapach może się zważyć i błędnie odczytamy jego zalety. Może wydać się to stereotypowe, ale z moich obserwacji wynika, że tak testują zapachy ludzie skromni, nie oczekujący uznania, spokojni, refleksyjni.

TYLKO SPOKOJNIE!

Nuta głowy (otwierająca daną kompozycję) ma duże znaczenie i sprawia, że perfumy przypadną nam do gustu lub nie, ale wąchanie ich tuż po aplikacji nie ukaże nam pełnego rozkwitu upojnych składników. Uważam, że nietaktowną reakcją na nielubiany akord, np. owocowy jest eksplozja epitetów w stylu: "o nie, co za śmierdziuch!" albo "za słodki, o matko, jaki słodki!" tudzież "to pachnie jak brudne skarpety mojego męża!!". Oczywiście każdy ma prawo do wyrażenia swojego zdania, ale ten kto proponuje zapach może czuć się zmieszany, ponadto klient zwraca na siebie uwagę otoczenia, jest rozjuszony i w obawie przed podobną reakcją trudno jest konsultantowi polecić kolejny. Zdarza się, że jest to też znamienna reakcja na wysoką cenę, swoiste małe oszustwo, bo skoro nie stać go na ten zapach, lepiej powiedzieć, że jest brzydki.

PERFUMY NA PRZEPROSINY

Psiukanie dwóch czy trzech zapachów w jedno miejsce nie prowadzi do wiarygodnego wyniku. Owszem uzyska się ciekawą mieszankę zapachową, ale nie znając perfum można nie być zadowolonym z efektu. Testowanie dziesięciu pachnideł pod rząd przynosi uczucie złości, poirytowania, staje się problemem, bo w końcu nic już klient nie czuje. Tak najczęściej postępują osoby zabiegane, którzy chcą dokonać szybkich zakupów w przerwie na lunch lub perfumy kupują na szybkie przeprosiny.

DUCHOWE ZNACZENIE

Perfumowanie chusteczki i wkładanie jej do biustonosza praktykowały nasze prababcie. Pod wpływem chemii i ciepła zapach miał szansę rozwinąć się indywidualnie i niepowtarzalnie, w pewnym sensie duchowo połączyć się z osobą i być tylko "jej" zapachem. Do dziś zdarza się, że starsze wiekowo klientki stosują tą metodę i dopiero po kilku dniach wracają i dokonują zakupu. Często wybierają zapachy ciężkie, charakterystyczne, klasyczne lub męskie tłumacząc, że ich nos już nie funkcjonuje jak kiedyś.

MAKSYMALNIE TRZY ZAPACHY

Najlepszą metodą testowania zapachów przez klientów jest zaaplikowanie kropli perfum na nadgarstki lub przedramiona i ewentualnie dwóch - trzech bloterów (wąskich pasków papierowych), wyrażenie potrzeby dla kogo jest kupowany, zastanowienie się nad zapachem, opowiedzenie o uczuciach im towarzyszących podczas testowania, odrzucenie po chwili minimum dwóch propozycji, które nie do końca odpowiadają, wreszcie dokonanie wyboru. Takie zachowanie bardzo często spotykam w swojej pracy, klienci mają dużą świadomość jak prawidłowo dobierać perfumy, chętnie słuchają porad, lubią nowości, modne lub niespotykane wonie, sugerują się zapewnieniem o dobrej trwałości i krótkim omówieniem składników. Są też tacy, którzy po prezentacji perfum kompletnie nic nie mówią, kontemplują, ale chcą by konsultant w tym procesie uczestniczył. W swoim własnym tempie, z zachowaniem spokoju ostatecznie decydują się na zapach.

Cóż, każdy z nas wybiera i stosuje taką metodę testowania perfum, jaka jest nam najbliższa, dzięki której w połączeniu z intuicją dokonamy racjonalnego wyboru i będziemy zadowoleni. Nikogo nie możemy przymusić do zmiany nawyków, ale warto jednak poświęcić na to nieco więcej czasu, dać ponieść się olfaktorycznym emocjom i zadbać o naszą duszę, testując zapachy na spokojnie.



27 sierpnia 2015

Krem ochronny Sensilis Essential Veil SPF 40 (recenzja)

Promienie UV i agresywne czynniki środowiska przyczyniają się do przedwczesnego starzenia się skóry. Wzmagają odwodnienie, skóra staje się matowa, przygaszona, zmęczona, podatna na pojawienie się plam. Marka Sensilis przychodzi z pomocą, oferując nam ultralekki ochronny krem miejski z filtrem SPF 40 zatytułowany Essential Veil (z ang. niezbędna ochrona). Przeznaczony jest do codziennego użytku, o każdej porze roku (najlepiej sprawdzi się wiosną i latem, choć niektórzy zabierają go, np. w góry i stosują jako dodatkowe zabezpieczenie pod półtłusty lub tłusty krem). Nadaje się również do stosowania po zakończeniu dowolnego domowego zabiegu, np. pilingu czy maseczki.



Essential Veil zapewnia pełną ochronę przez cały dzień, gdyż posiada wiele skutecznych właściwości. Kombinacja filtrów chemicznych i fizykochemicznych zabezpiecza przeciw promieniom UVA i UVB. Kompleks pochodzenia organicznego w połączeniu z Witaminą E i wyciągiem z aloesu chronią naturalne mechanizmy obronne skóry, nawilżając, kojąc, przeciwdziałając wolnym rodnikom. Krem posiada również właściwości nawilżające (gliceryna, pantenol), sprzyjające zatrzymaniu wody w warstwie rogowej naskórka. Nie zawiera parabenów.



Krem Sensilis Essential Veil sprzedawany jest w kartoniku; w odkręcanej, gładkiej tubie o pojemności 40ml, z wąskim dozownikiem. Wolałabym, aby opakowanie zawierało pipetkę, wtedy nie musiałabym martwić się, że kosmetyk nie wyleje się przez niedokręcony korek. Konsystencja jest bowiem bardzo lekka, beztłuszczowa, płynna, wchłania się natychmiastowo pozostawiając skórę matową, napiętą, o wykończeniu zbliżonym do pudrowego. Odpowiednia receptura technologiczna pozwoliła uzyskać formułę rozprowadzającą się jedwabiście (zawiera mikę - wypełniacz mineralny) i niezauważalną, przy tym maksymalnie bezpieczną i skuteczną. W tym miejscu pragnę zarekomendować Essential Veil szczególnie osobom, które mają skórę mieszaną. Krem nie będzie się wałkował, stanie się idealną utrwalającą bazą pod makijaż.



Kolejną zaletą niniejszego kosmetyku jest jego jasnoróżowa barwa. Podczas regularnej pielęgnacji przyczynia się do ujednolicenia kolorytu cery zmniejszając do minimum niedoskonałości takie jak szary czy żółty odcień. Nie jest to preparat kryjący takie niedoskonałości jak trądzik czy przez niektórych uważane - piegi. Krem Essential Veil pretenduje do miana bezzapachowego, lekko wyczuwalny aromat pudrowy nie koliduje z zapachem pudru, nie drażni. Krem posiada wysoki filtr SPF 40 zatem polecam również osobom uczulonym na słońce, które nawet po krótkiej ekspozycji dostają posłonecznej wysypki lub bolących bąbli; co więcej, szybko zastyga na skórze dzięki czemu nawet podczas upałów nie spływa i nie waży się. Wydawałoby się, że jest niewydajny ze względu na wodnistą konsystencję. Można się pomylić. Wystarczą trzy - cztery krople, by pokryć całą twarz i szyję. Należy omijać okolice oczu, w przeciwnym razie może spowodować szczypanie, łzawienie.

 

Muszę powiedzieć, że cały miesiąc stosowania opisywanego kremu Sensilis Essential Veil przyniósł mi same korzyści. Co prawda nie borykam się z wielkimi problemami skórnymi, dawkuję sobie słońce (nie opalam się), mam świadomość, że zrobiłam swojej skórze wielką niespodziankę w postaci podstawowej ochronny przeciwsłonecznej, pielęgnacji nawilżającej, a także dodanie jej blasku, ujednolicenie koloru i przywrócenie komfortu. Co więcej, umożliwiał mi wykonanie perfekcyjnego i eleganckiego makijażu (również mineralnego), gdyż podkład rozprowadzał się lepiej, nie ścierał się, utrzymał cały dzień. Filtry w kremie są stabilne. Witamina E naturalnie konserwuje niniejszy dermokosmetyk i nie pozwala na utlenienie.

O jakichkolwiek podrażnieniach i dyskomforcie nie było mowy. Za każdym razem aplikował się niezwykle przyjemnie, wygładzał skórę, nie wybielał jej. Nie odniosłam też wrażenia, że cera przyzwyczaiła się do właściwości produktu lub była ściągnięta. Każdego dnia wyglądałam dobrze i nikt nie mówił, że wyglądam na więcej lat niż mam. Zdarza się, że ludzie nie patrząc na stan swojej skóry, nakładają wielkie ilości kremów z filtrem zamiast najpierw uporać się z problemem (chorobą skóry). Nie jestem z zawodu dermatologiem, ale z przeanalizowania właściwości kremu (również kojących i matujących) i potrzeb moich klientów, myślę, że nie sprawdzi się u osób, które mają trądzik czy bąble wywołane uczuleniem pokarmowym itp.



Nie uważam, by ten produkt był fanaberią, czymś niepotrzebnym, co na siłę kamufluje puste półki w łazience. Z pewnością jest to produkt luksusowy, lecz prawdziwym luksusem będzie długofalowy rezultat dzięki niemu. Przecież każdy z nas chce, aby skóra potrafiła bronić się przed działaniem złych czynników zewnętrznych, których przecież nie unikniemy. Polecam serdecznie Sensilis Essential Veil wszystkim fanom zdrowej pielęgnacji.



Podsumowanie:

- krem Sensilis Essential Veil ma działanie przede wszystkim ochronne

- nadaje się do codziennego stosowania o każdej porze roku

- zawiera filtr SPF 40, witaminę E, glicerynę, pantenol, wyciąg z aloesu

- świetny jako baza pod makijaż, nie zapycha porów skóry

- nie zawiera parabenów

- prawie bezzapachowy

- lekka, nietłusta konsystencja

- nie wałkuje się, nie spływa, tworzy niewidzialną i niewyczuwalną barierę chroniącą przed promieniami

- działa przeciwstarzeniowo, przeciwdziałając wolnym rodnikom

- szkoda, że nie jest dostępny we wszystkich znanych drogeriach

- koryguje drobne niedoskonałości, ujednolica koloryt skóry

- lekko nawilża, lekko matuje, przywraca komfort

- polecam do każdego typu cery, szczególnie do cery mieszanej, oraz osobom uczulonym na słońce

- przebadany dermatologicznie

- gdzie go kupić? zajrzyjcie na www.sensilis.pl


21 sierpnia 2015

Lierac Hydra Chrono+ Levres pomadka odżywcza do ust

W mojej torebce oraz na toaletce nie może zabraknąć pomadki do ust, która w jednej chwili nawilży je, przywróci komfort i naturalny wygląd. Ponadto nie wyobrażam sobie spędzania kilku godzin poza domem bez porządnego nawilżania warg. Lubię też produkty lekko koloryzujące, dodające blasku, pięknie pachnące i dobrze smakujące. Chcę, by zaskakiwały mnie jeszcze czymś innym. Naprzeciw moim zachciankom wychodzi marka Lierac, która stworzyła odżywczą pomadkę Hydra Chrono+ Levres wzmacniającą naturalną barwę ust w zależności od ich ph! Jest produkowana we Francji, z doświadczenia wiem, że francuskie kosmetyki są znakomitej jakości.



USTA ROZKWITAJĄ NICZYM KWIAT

Pomadkę zamknięto w tradycyjnym, ale luksusowo wyglądającym różowym metalicznym opakowaniu, w żaden sposób nie ocierającym się o kicz. Szybko osiadają na niej pyłki kurzu, w miarę użytkowania różowy kolor lekko ściera się, blaknie, lepiej przechowywać ją w oddzielnej kieszeni torebki czy kurtki. "Mechanizm" opakowania nie zacina się, formuła balsamu nie ma tendencji do rozpuszczania się podczas upałów ani jełczenia. To na pewno obok atrakcyjnego designu jest dużym walorem, zwłaszcza jeśli zdarzyło się Wam pobrudzić zawartość torebki zepsutym kosmetykiem.



PODKREŚL SWOJE PIĘKNO

W pracy często mam na ustach szminki w płynie typu lip tint choć najczęściej zwykłe, lecz w mocnych odcieniach, wobec czego czerwień moich warg wyblakła, zatem balsam z Lieraca okazał się zbawienny. Chcąc wykonać szybką i dyskretną aplikację i tak zwracam na siebie uwagę dzięki wyrazistemu opakowaniu. Stosuję go również jako bazę pod szminkę, gdyż zapobiega wysuszaniu ust, wydobywa głębię koloru, wzmacnia trwałość. Dzięki solidnemu nawilżeniu usta są zdrowe, kuszące, optycznie powiększają się, znikają poziome zmarszczki, nie czuje się mrowienia i chłodzenia zakłócających komfort użytkowania. Świetnie sprawdzi się o każdej porze roku, latem nawilży i upiększy, zaś zimą będzie ratunkiem dla spierzchniętych, pozadzieranych i krwawiących ust, zabezpieczy przed niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi.



POZNAJ SMAK NATURY

Zapach jest przyjemny, zdecydowany, różano - landrynkowy, ale zupełnie mi nie przeszkadza, wręcz odwrotnie, uwielbiam go, czuję się lepiej, komfortowo. Aromat znika po nałożeniu dowolnej kolorowej szminki. Po dłuższym czasie samodzielnego noszenia nie zmienia smaku na chemiczny i nie śmierdzi. Aktywne składniki odpowiadające za działanie odżywcze i naprawcze w pomadce to wosk różany, masło shea, masło kakaowe, ceramidy. Do działania ochronnego, nawilżającego i regenerującego przyczyniają się witaminy A i E oraz NNKT, zaś pigmenty dodają blasku, odświeżają, podbijają kolor ust. Kosmetyk nie wałkuje się, nie klei, nie waży, jest bardzo wydajny (starcza na ponad miesiąc przy częstym użytkowaniu), ochronna lekka powłoka długo się trzyma gwarantując wysoki połysk a przy lekkim odciśnięciu ust na jednorazowej chusteczce - prawie mat. Moim zdaniem pasuje do każdego odcienia karnacji, zastępuje makijaż ust i idealnie nadaje się do noszenia zamiast tradycyjnej szminki, przy bardzo jasnej karnacji może optycznie podkreślać żółte zęby, zaś przy ciemniejszej wybielać. Niestety przy tego typu pomadce nie zlikwidujemy asymetrii ust za jednym pociągnięciem, w końcu głównym jej zadaniem ma być leczenie a na drugim miejscu atrakcyjny wygląd.



USTA WARTE GRZECHU...
Bardzo się cieszę, że odkryłam wyśmienitą pomadkę do ust, która uraczyła mnie bogactwem dobroczynnych naturalnych składników. Dzień po dniu usta stają się bardziej zadbane, emanują zmysłowością, są miękkie, gładkie, skóra jest sprężysta i delikatna, pozbawiona suchych skórek. Ponoć nie można się im oprzeć...

Z pewnością sięgnę po wersję klasyczną, dostępną w srebrnym opakowaniu, ale póki co polecam Wam wersję różową, wspaniale kreuje delikatny makijaż ust. Zajrzyjcie koniecznie na www.lierac.pl



Podsumowanie:

- luksusowy wygląd opakowania i najczulsza pielęgnacja

- moc aktywnych naturalnych składników o szerokim spektrum działania

- efekt kolorystyczny jaki uzyskamy zależy od naszego ph ust

- chroni przed odwodnieniem dzięki ceramidom zapewniającym spójność komórek skóry

- usta pełne blasku, miękkie, delikatne, po prostu zadbane

- błyskawicznie przywraca komfort

- idealna do torebki i na każdy moment dnia

- posiada filtr SPF 15  

- pasuje do każdego odcienia karnacji, po aplikacji nie jest ani za mocna ani za delikatna

- nie zawiera parabenów

- dostępny w wielku znanych drogeriach / aptekach

- więcej informacji na lierac.pl

Ko­biety wy­rażają siebie w sposób bar­dziej auten­tyczny i bez­pośred­ni; ich us­ta są bliżej serca - Éric-Emmanuel Schmitt.

 


19 sierpnia 2015

Czym dla mnie jest LUKSUS?

Kocham piękne i luksusowe rzeczy - brzmi opis mojej osoby / strony. Opis wywołujący kontrowersje. Czas, abym ujawniła czym tak naprawdę jest dla mnie LUKSUS. Uznaję dwa rodzaje luksusu, ten ze sfery marzeń i ten, który doceniam na co dzień. Jeżeli jesteście ciekawi to zapraszam do przeczytania wpisu (wszystko zawarłam w punktach, by było przejrzyście) i odpowiedzenia sobie na pytanie Czym dla Was jest luksus?

- preferuję praktyczne rozwiązania i potrzebne proste, minimalistyczne rzeczy, ułatwiające mi funkcjonowanie w wielkim mieście i sprawiające, że czerpię przyjemność z używania ich (prostota, piękne kolory, gładkość, funkcjonalność)

- wolność to luksus czyli brak przymusu, niezależność finansowa, tworzenie, działanie, robienie czegoś co się kocha a nie z powodu, że "przecież tylko to pozwoli ci przetrwać"

- własny biznes to luksus, gdyż mogę pracować ile chcę, kiedy chcę i jak chcę, ale im więcej tym lepiej, wydajniej

- nie przeczę, że drogie, atrakcyjnie wyglądające kosmetyki to nie luksus, używając takich czuję się bardzo wyjątkowo i bogato za co w duszy dziękuję. Luksus to także wysoka jakość, która sprawdza się tylko i wyłącznie na mnie, może to być, np. dowolny lakier do paznokci za przysłowiowego piątaka

- żyję, jestem, myślę, cieszę się, oddycham, doceniam, okazuję wdzięczność to duży luksus

- luksus to też całościowa pielęgnacja ciała a zarazem duszy, mówię o tym, wyznaczając nowe sposoby rozumienia kosmetyków czy perfum

- telefon do najbliższych to luksus czyli określona chwila, którą z przyjemnością poświęcam i nigdy nie żałuję

- luksus to nadmiar pozytywnych uczuć każdego dnia, w każdej minucie a nie przymus wstawania pod dyktando bezlitosnego budzika

- luksus to dla mnie również bezpieczeństwo i spokój wewnętrzny

- to wysoka jakość, która sprawdza się tylko i wyłącznie na mnie, może to być, np. dowolny lakier do paznokci za przysłowiowego piątaka

- to podziwianie siebie samej; jesteśmy tak zabiegani, że często o tym zapominamy, malujemy się w biegu, perfumujemy się w biegu, robimy zakupy w biegu - stop! czas zwolnić!

- to jedzenie dobrych rzeczy w spokoju, z rodziną, bo jestem tym co jem. Dobrych czyli zdrowych dla mnie, nie przeciążających żołądka i nie wywołujących złego nastroju. Latem uwielbiam pojechać na działkę już o 7 rano, by przygotować rodzinne śniadanie. Zapach drewnianego domku, aromatycznej kawy, świeżych warzyw i owoców, rosy na trawie, lekki podmuch wiatru i śpiew ptaków. Często wtedy płaczę. Ze szczęścia.


15 sierpnia 2015

Woda micelarna Allverne (recenzja)

Jaka jest Twoja pogoda wewnętrzna? Czy odczuwasz szczęście?

Próbowałam odczytać znaczenie nazwy Allverne. Kojarzy mi się z językiem duńskim, ale gdyby tak rozłożyć to słowo na czynniki pierwsze i przetłumaczyć na angielski plus norweski, otrzymamy hasło "chronić wszystko". A ja dodam, chronić nasze ciało, duszę, emocje, inspirować się naturą. Nadrzędnym celem marki Allverne jest piękno, przyjemność, zawsze dobre samopoczucie, radość, uśmiech osób, które używają produktów przez nią oferowanych. Do takich osób należę i polecam kosmetyki Allverne Wam i moim klientkom.

Demakijaż jest najważniejszy!

Zmywanie makijażu nie powinno być złem koniecznym a świadomością, że robimy dobrą rzecz dla naszej skóry. Weźmy przykład z Japonek. Dla nich ten zabieg jest najważniejszy w całej pielęgnacji i nie jest wykonywany w pośpiechu. Słysząc nazwę Allverne od razu przypominam sobie o zaletach życia w stylu ZEN. Bo ZEN nie nakazuje żadnego wyboru, jest za to przeżywaniem, doświadczaniem, spokojem, relaksem, krokiem dalej.

Czy woda micelarna to to samo co płyn micelarny?

Takie pytania często zadają moje klientki. Tak, to ten sam produkt, tylko woda micelarna brzmi lepiej, łagodniej. To roztwór wodny, który zawiera mikroskopijne kuleczki (micele). Tworzą one związki chemiczne o właściwościach amfifilowych. Zewnętrzne cząsteczki miceli przyciągają wodę i odpychają tłuszcze a wewnętrzne odpychają wodę i doskonale wiążą się z tłuszczami. Reasumując, micele są niczym magnes – „przyciągają” oraz pochłaniają tłuszcz (w postaci nadmiaru sebum) i rozpuszczają inne zanieczyszczenia.


Czego oczekiwałam od wody micelarnej z Allverne?

Przede wszystkim dokładnego zmycia makijażu, wydajności, atrakcyjnej ceny i neutralnego wpływu na ewentualnie występujące uczulenie pokarmowe na mojej twarzy. Moje zainteresowanie tym produktem wzrosło po odkryciu, że Allverne to polska marka, która spełnia swoje marzenia tworząc osiągalne pięknego dla miłośników zdrowej pielęgnacji.

Ona jest duża!

Wodę micelarną z Allverne kupimy w dużej, masywnej, przezroczystej, plastikowej butelce o pojemności 500ml. Świetnie, że jest aż tyle. Pół litra płynu wystarcza nawet na dwa - trzy miesiące, oczywiście zależy od częstotliwości robienia makijażu i rodzaju. Nazwałabym je rodzinnym, mężczyźni kupują ten kosmetyk ze względu na właściwości kojące po goleniu!!

Czcionka na opakowaniu mogłaby być trochę większa, tekst napisano na przezroczystej folii okalającej butelkę. Zawiera również tekst po angielsku, to znacznie ułatwia mi kontakt z zagranicznymi klientami, którzy przyjeżdżają do Polski specjalnie po nasze rodzime specyfiki.



Zapach spokoju

Zapach jest delikatny, kwiatowy, odświeżający, złożony z dwóch wymiarów, tj. najpierw czujemy wspomnianą świeżość, za którą podąża kremowa, ciepła, ale dosyć charakterystyczna baza, może być kojarzona z aromatem róży i wanilii.

Formuła i zastosowanie

Hypoalergiczna woda micelarna Allverne to najdelikatniejszy preparat do dobrego traktowania skóry twarzy, szyi i dekoltu jaki poznałam w ostatnim czasie. Duża wersja stoi w mojej łazience i wystarcza na ponad dwa miesiące, mniejszą zabieram w podróż lub na wizytę u klientek (makijaż). Służy mi do porannego odświeżenia skóry i przygotowania do nałożenia serum/kremu i makijażu, późniejszego demakijażu, oczyszczenia skóry z sebum i zanieczyszczeń po całym dniu.

Woda micelarna od Allverne działa jak dwufazowy płyn i mleczko do demakijażu, nawilżający żel czy pianka; antyseptycznie, odświeżająco, chłodząco jak tonik, neutralizując ph skóry. Dodatkowo gwarantuje efekt odświeżonej i wypoczętej cery o zdrowym kolorycie. Nieźle radzi sobie z makijażem wodoodpornym, najlepiej z pomadkami w płynie typu lip tint. Jest łagodna dla oczu, dedykowana do wszystkich rodzajów cery, zwłaszcza naczynkowej i wrażliwej, nie pozostawia lepkiej warstwy na twarzy ani "mgły" w oczach, nie rozmazuje tuszu czy cieni, nie tworząc tym samym efektu "misia pandy". Wzbogacona jest w liczne substancje aktywne, wspomagające działanie, zawiera m.in. hialuronian sodu (naturalny składnik łez), panthenol, ekstrakty roślinne (w tym kasztanowiec i arnika), które nawilżają i eliminują uczucie ściągnięcia skóry. Podczas upałów, jeśli nie mamy makijażu, może zastąpić wodę termalną, wówczas warto przelać ją do małej buteleczki z atomizerem.

Trudno jest mi powiedzieć jak zachowa się przy cerze trądzikowej i łojotokowej, gdyż żadna ze znanych mi osób takowej nie ma, ale wierząc w zapewnienia producenta, preparat sprawdzi się dla każdego rodzaju cery. Czasem na twarzy wyskakuje mi niechciane uczulenie pokarmowe w postaci czerwonych swędzących i piekących plam, wówczas unikam makijażu jak ognia i generalnie moczenia skóry, nie testuję żadnych kosmetyków, bowiem nawet najsubtelniejszy płyn nie ukoi mojej skóry, a jedynie maść lub dobry krem. Istnieją jednak takie dni kiedy muszę się umalować a potem to wszystko zmywać, ku mojej uciesze woda micelarna z Allverne nie powoduje powstawania większych czerwonych plam, koi skórę.

Używam jej z przyjemnością, klientom opowiadam o korzyściach i dobrym efekcie, serdecznie Wam polecam, gdyż producent oferuje jakość w rozsądnej cenie.



Komu polecam wodę micelarną Allverne?

Wodę micelarną od Allverne proponuję Paniom, które nie noszą zbyt mocnych makijaży, cenią polskie nowości bogate w aktywne składniki, chcą zaoszczędzić czas i pieniądze (bo niniejszy produkt zastępuje kilka innych), są praktykującymi i zabieganymi minimalistkami lubiącymi proste i skuteczne rozwiązania.

 

Hypoalergiczna woda micelana z Allverne (podsumowanie):

- delikatna formuła, nie podrażnia skóry i oczu

- dokładnie zmywa makijaż dzięki aktywnym naturalnym składnikom

- do wszystkich rodzajów skóry, zwłaszcza wrażliwej i naczynkowej

- bardzo wydajna (pojemność 500ml)

- ma przyjemny, delikatny kwiatowy zapach

- odświeża, przywraca komfort, niweluje efekt zmęczonej skóry

- dobra dla osób noszących szkła kontaktowe

- występuje w mniejszej, podróżnej wersji

- oszczędza czas

- przebadane dermatologicznie

- cena na każdą kieszeń (poniżej 20zł za 500ml)

- dostępna w wielu znanych drogeriach

- więcej informacji na stronie oficjalnej www.allverne.pl


09 sierpnia 2015

Perfumy Masaki Matsushima Fluo (recenzja)

Kocham zapachy marki Masaki Matsushima. Klasyczny Masaki Masaki zawsze będzie moim numerem 1 jako synonim prawdziwej elegancji. Tuż za nim dumnie stoją pozostałe propozycje a wśród nich, prawdziwie letnia i orzeźwiająca, owocowo - kwiatowa - Fluo.



CO BYŁO INSPIRACJĄ DO STWORZENIA FLUO?

Jest to absolutny „must have” dla wielbicielek zapachu Masaki Masaki. Fluo jest kontynuacją prezentowania miasta Nowy Jork, jako kosmopolitycznej metropolii, żyjącej własnym, energicznym rytmem. Dzięki obecności ludzi różnych ras, najpiękniejsze miasto w Stanach nocą staje się „tęczowe” i stąd Matsushima czerpał swoją inspirację do stworzenia niniejszego zapachu we współpracy z perfumiarzem Jeanem Jacquesem.



FLUO TO WITAMINA DLA ZMYSŁÓW

Woda perfumowana Fluo znakomicie odświeża już od pierwszych chwil, pachnie tak smakowicie, że chciałabym ją wypić. Pobudza wyobraźnię, pozwala spokojnie przetrwać falę upałów w wielkim mieście, nie muszę obawiać się, że użyję jej zbyt dużo. Na ciele pozostawia delikatną mgłę, wspaniale łączy się z gorącą skórą, wnikając w nią sprawia, że mam wciąż ochotę na więcej, więcej i więcej niezapomnianej eksplozji aromatów.

Perfumy Fluo są niczym witamina dla zmysłów. Z jednej strony dochodzi do mnie woń musująca, bardzo świeża, zimna, kolorowa, pozytywna, radosna, zaś z drugiej strony smaczna, subtelna, nieśmiała, w głębi kompozycji czuję delikatną słodycz, która mnie rozpieszcza. Wracam do niej co roku, dzięki niej czuję się dobrze, zawsze mam miłe wspomnienia.



RADOŚĆ I SZCZĘŚCIE

Fluo to zapach wolności, swobody, nieskazitelności. W dyskretny sposób dba o mój dobry nastrój i jest moim sekretnym sposobem na dodanie sobie odwagi i pewności siebie. Przyznam, że próbowałam zrobić sobie koktajl złożony z niektórych składników pachnidła. Spróbujcie i odważcie się poczuć euforię. Lato to najlepszy czas na eksperymenty, nie zapomnijcie o kostce lodu.

Grejfrut, kumkwat, marakuja (zwana owocem namiętności lub męczennicą jadalną), peonia, lotos, nektarynka, krystaliczne piżmo stanowią mieszankę soczystą i lekko gorzkawą, dzięki kwiatom subtelną i miękką, spokojnie ułożoną na ciepłej, gładkiej, czystej bazie. Oryginalny, asymetryczny flakon w kształcie półksiężyca nawiązuje kształtem do wspomnianych przeze mnie na początku perfum Masaki Masaki. Wyraziste, żywe, miłe dla oka barwy sugerują jaki Fluo jest z charakteru, oddają klimat wielkomiejskiego zgiełku i wielokulturowość pięknego Nowego Jorku. Wykonano go z masywnego szkła, nic nie wycieka podczas podróży. Z tyłu nie ma napisów, są trzy kolory tęczy: żółty, różowy, pomarańczowy. Zawartość flakonu nie brudzi ubrań i nie zostawia tłustych plam.



Zapach Fluo jest tak bardzo przyjemny, że ja nie widzę potrzeby doszukiwania się czegoś złego. Jest po prostu genialną kompozycją na gorące dni i wieczory, świetny na urlop, rewelacyjnie komponuje się z ubraniem luźnym, weekendowym; zwiewnymi sukienkami do kolan. Ma w sobie coś pozytywnie "nieoczywistego", co powoduje, że mogę go używać bez końca, czuję się młodziej, jest taki dziewczęcy. Fluo Polecam paniom, które nie lubią mocnych, ciężkich, przesłodzonych perfum a preferują cytrusowe a zarazem lżejsze, przypominające mgiełki zapachowe.



KUP MASAKI MATSUSHIMA FLUO

Gdzie w Polsce można kupić zapach Masaki Matsushima Fluo?

Zajrzyjcie na stronę Sephora.pl lub sklep.dexplus.pl

Strona producenta: panouge.com

01 sierpnia 2015

I love... peaches and cream lotion do ciała (recenzja)

Sloganem reklamowym brytyjskiej marki I love... Cosmetics jest smell delicious feel deliciuos czyli w dosłownym znaczeniu pachnij smakowicie czuj się smakowicie. Marka I love... oferuje produkty do kąpieli oraz pielęgnacji ciała i jak przyznaje są wspaniałe i pachną najlepiej na świecie. Ich wszystkie aromatyczne propozycje są pomysłowe, zabawne, zmysłowe. Przywołują miłe wspomnienia i w jednej chwili przenoszą do krainy szczęścia.

Kosmetyki są tendencyjne, pełne inspiracji, świeżości, nowoczesności a przy tym łatwe i przyjemne w użytkowaniu. Kreatywność jest siłą napędową marki, zaś kluczem do sukcesu jest zwiększanie asortymentu. I love... Cosmetics wprowadza również edycje ograniczone czasowo, lotion do ciała I love... peaches & cream, którego dotyczy niniejszy opis pochodzi właśnie z serii limitowanej.

Zerknijcie proszę na stronę sklep.dexplus.pl tam można kupić kosmetyki marki I love... w bardzo atrakcyjnych cenach.



Dotychczas używałam balsamów pod prysznic, ale z braku czasu ograniczałam aplikację na rękach, czasem zapominałam nawet o nich, tłumacząc jak zimno jest mi po kąpieli i czym prędzej ubierałam się lub kładłam spać. Poza tym nie mogłam natrafić na ładne zapachy tradycyjnych produktów. Przyszedł taki dzień kiedy poznałam markę I love... Nie sądziłam, że zapach brzoskwiń zawładnie mną do tego stopnia, że postanowię lotion pokazać Wam na blogu.

Lotion do ciała I love... peaches & cream zamknięto w plastikowej butelce z dozownikiem. Widzimy ile jeszcze zostało produktu, możemy zablokować dozownik przed przypadkową aplikacją, 250ml starcza na około 3 tygodnie przy codziennym stosowaniu na całe ciało. Zawiera podstawowe składniki jakie znamy z wielu innych preparatów, m.in. glicerynę, emolienty, parafinę (zmiękcza i wygładza skórę na zewnątrz).



Peaches & cream pachnie dojrzałymi brzoskwiniami zamoczonymi w jogurcie, co ciekawe nawet konsystencja kosmetyku jest jogurtowa, lekka, zmysłowa, przyjemnie rozprowadza się na skórze, dając gładkość i piękny, subtelny zapach na długo. Ten zapach jest ciepły, lekko odświeżający, słodki. Przepadam za nim.

Uczta dla zmysłów...

Lato to najlepszy czas by używać produktów delikatnych, szybko wchłaniających się, spełniających naczelne funkcje (nawilżające i zapachowe) właśnie takich jak peaches & cream. Lato to też odpowiednia pora, by wreszcie nacieszyć się ciałem; by celebrować chwile relaksu. Ważny jest również komfort ogólny, niniejszy kosmetyk nie pozostawia śladów czy tłustych plam na ubraniu, jego funkcjonalność zwiększa się, gdyż w ciekawy sposób zmienia zapach perfum, np. ociepla te z nutą brzoskwini czy innych słodkich owoców.



Lotion pozostawia na skórze przyjemnie nawilżający film, ogranicza ucieczkę wody z naskórka, chroni skórę przed szkodliwymi czynnikami środowiskowymi, nadaje jej blasku. Spełnia fundamentalne zasady działania letniego preparatu do ciała, tj. ekspresowa aplikacja, natychmiastowe nawilżające działanie, atrakcyjny zapach dodający wigoru i wydajność.

Jest tak fajny i uroczy, że nadaje się na prezent dla każdego kto kocha zapachy z dzieciństwa; również dla minimalisty, który zużyte opakowanie wykorzysta jako dozownik mydła w płynie lub jako wazon. Polecam wszystkim miłośnikom upalnego lata i brzoskwiń oraz tym, którzy żyją w pośpiechu, ale nie odmawiają sobie chwili radości, jaką daje nakładanie peaches & cream na wilgotne ciało. Świetny na wyjazd i jako krem do rąk (wówczas jedna pompka wystarczy). Rekomendowany do pielęgnacji skóry normalnej, zachwyci uczuciem cudownej miękkości.



Podsumowanie:

- lotion do ciała peaches & cream od I love... Cosmetics dzięki lekkości i delikatności w formule jest idealny na lato

- minimalistyczne, wygodne opakowanie, które można ponownie wykorzystać

- sugestywny, piękny i smakowity zapach brzoskwiń z jogurtem

- spełnia funkcję nawilżającą i ochronną

- rozświetla skórę i tworzy zmysłowy film (okluzję)

- limitowana edycja

- wybrane kosmetyki z serii I love... dostępne są na stronie sklepu sklep.dexplus.pl


Sensilis Correctionist krem na noc (recenzja)

Lata 80te. Kiedy byłam małą dziewczynką lubiłam patrzeć na Mamę jak pielęgnuje swoją skórę nakładając wieczorny krem. Powstawał taki miły dla oka kontrast pomiędzy bielą kremu a różowo - perłowym kolorem jej paznokci. Wtedy przyrzekłam sobie, że kiedy dorosnę będę zawsze tak robić. I robię, gdyż dbam o swoją skórę, daję sobie odrobinę luksusu i mam poczucie, że jestem zadbana. Teraz obie stosujemy dobre kosmetyki, świadomie, z korzyścią dla skóry.

Czy krem na noc jest potrzebny?

Tak, bo zwiększa odbudowę tkanek i kiedy patrzymy rano w lustro mamy lepszy nastrój. Luksus wiecznie młodej skóry to hasło serii Correctionist, które przyciągnęło moją uwagę i spowodowało chęć, nagłą potrzebę wypróbowania kosmetyku. Wersja na noc dedykowana jest do każdego typu cery i ma właściwości regenerujące. Co przez to rozumiemy? Wysoką wartość odżywczą i naturalne zdolności regenerujące dzięki takim składnikom jak: ekstrakt z drzewa Maniklara, alantoina, pantenol, miłorząb japoński. To silny kompleks nie tylko regenerujący, ale korygujący widoczne oznaki upływu czasu walcząc ze zmarszczkami i zapobiegając powstawaniu nowych.



Peptyd z jadu węża to dominujący składnik w dziennej wersji Correctionist, zaś w wersji nocnej ekstrakt z drzewa Maniklara jest najbardziej aktywny, m.in. stymuluje produkcję kolagenu. Alantoina działa nawilżająco, ściągająco, podobnie jak pantenol, przyspiesza regenerację. Flawnoidy obecne w wyciągu z miłorzębu japońskiego opóźniają starzenie się skóry, chronią kwas hialuronowy, uszczelniają naczynia krwionośne, likwidują obrzęki, korzystnie wpływają na mikrokrążenie skórne.

Sensilis w swoich produktach ukazuje miłe dla oka i w dotyku tekstury. W niniejszym kremie; formuła w słoiczku jest delikatna, biała, podczas rozprowadzania na skórze biel niknie, formuła staje się silikonowa, nie lepiąca, nie tłusta, choć zawiera również glicerynę i masło z nasion kakaowca, co wydaje się takim "tłustym" składnikiem. Nie ma działania komedogennego (nie zapycha porów) i ekspresowo się wchłania; brak tłustej warstwy na skórze. Pozostawiła lekki niedosyt w przypadku mojej normalnej / suchej skóry i za każdym razem musiałam aplikować drugą, ale mniejszą warstwę. Co ciekawe czułam na skórze delikatne aczkolwiek miłe mrowienie i chłodzenie tak jak w przypadku kremów z kwasem hialuronowym. Podejrzewam, że był to ściągający wpływ alantoiny. I w tym momencie muszę przyznać, że nocna wersja działa bardziej przeciwzmarszczkowo niż regenerująco. Skóra tuż po nałożeniu kremu była napięta, wygładzona, rozjaśniona, ale dopiero później odżywiona. Zawsze subtelna w dotyku. Sądzę, że dla pań dojrzałych, takich jak moja Mama, krem wykaże mocniejsze działanie regenerujące, nawilżające, korzystnie wpływające na naczynka krwionośne niż przeciwzmarszczkowe (od tego jest wersja dzienna).



Zapach podobnie jak w wersji na dzień jest charakterystyczny, niespotykany, trochę skórzany, aczkolwiek świeży, lekko cytrusowy, wyjątkowo długotrwały jak na tego typu kosmetyk (nawet do pół godziny). Nie przeszkadzał mi kiedy leżałam już w łóżku próbując zasnąć. Myślałam o rozświetlonej skórze jaką zobaczę rano.

Jak pisałam w poprzednich recenzjach cechą charakterystyczną opakowań u Sensilis jest minimalizm, zaś zawartość jest zawsze bogata w składniki. Kartonikowe opakowanie jest śliskie i gładkie, szybko przyciąga pyłki kurzu, podobnie jak słoiczek. Ale to nie wpływa w żaden sposób na moją opinię. Trzeba po prostu dbać o porządek. Wewnątrz kartonika znajdziemy zafoliowaną ulotkę w języku polskim oraz plastikową szpatułkę do higienicznego nakładania kosmetyku. Nigdy jej nie używałam, aplikacja kremu to dla mnie także masaż a nie tylko podstawowa pielęgnacja.



Używanie kremu na noc Correctionist należało do przyjemnych czynności, których nie mogłam sobie odmówić nawet po ciężkiej pracy. Efekt komfortu bezcenny. Czasem zdarza mi się, że nakładam grubą warstwę kremu na noc jako odmładzającą maskę i pozostawiam do wchłonięcia. W przypadku propozycji Sensilis nie robiłam tego z uwagi na konsystencję trochę przypominającą silikonową bazę pod podkład (szybko wchłaniającą się).



Jestem zadowolona z możliwości przetestowania kremu, z rezultatów jakie mi dał oraz z tego, że czułam się zadbana w odpowiedni sposób. Komu polecam ten krem? Polecam go szczególnie właścicielom skóry mieszanej i naczynkowej. Correctionist na noc zagwarantuje efekt naprężenia, zregeneruje, i nada odmłodzone cechy w ciągu minimum 28 dni. Tyle bowiem trwa cykl odnowy naskórka. Cera tłusta, trądzikowa, z przebarwieniami i wrażliwa wymagają innych specyfików.

Podsumowanie:

- minimalizm w opakowaniu i bogactwo składników

- dość specyficzny, ale sugestywny zapach

- konsystencja biała w słoiczku, podczas aplikacji bezbarwna i silikonowa

- dedykowany osobom 40+ choć moim zdania działa w zależności od wieku i potrzeby: regeneruje / działa przeciwzmarszczkowo / chroni naczynka krwionośne

- u posiadaczy skóry bardzo suchej może być niewystarczalny jeśli chodzi o pierwszy efekt, tj. nawilżenia, gdyż wchłania się niesamowicie szybko

- napina skórę, ujędrnia, wygładza

- średnio wydajny przy mojej cerze normalnej / suchej (musiałam powtarzać aplikację)

- ze względu na szybko wchłaniającą się konsystencję i składniki polecam szczególnie do cery mieszanej lub naczynkowej

- skuteczny i luksusowy, zero szorstkości

- nie wysusza skóry, nie działa alergizująco, nie zapycha

- naprawdę dobry krem, godny uwagi wśród osób narażonych na szkodliwe działanie środowiska

- dostępny w aptekach i drogeriach, np. hebe

- pojemność 50ml

- nie zawiera parabenów, PEG-100 Stearate to nie paraben a składnik umożliwiający powstanie emulsji

- więcej informacji na www.sensilis.pl

"Krem regenerujący na noc Correctionist to maksymalna korekcja, maksymalna kosmetyczność i maksymalna skuteczność" - Sensilis.pl.